Relacja

WENECJA 2019: Recenzujemy "Pralnię" Soderbergha i animację Yonfana

autor: /
https://www.filmweb.pl/article/WENECJA+2019%3A+Recenzujemy+%22Pralni%C4%99%22+Soderbergha+i+animacj%C4%99+Yonfana-134502
Prosto z festiwalu filmowego w Wenecji Małgorzata Steciak dzieli się wrażeniami po obejrzeniu najnowszego filmu Stevena Soderbergha pt. "Pralnia", a Łukasz Muszyński pisze, co sądzi o nowej animacji Yonfana "No.7 Cherry Lane". Fragmenty ich recenzji możecie przeczytać poniżej. 


***

Zbrodnia (nie) popłaca, rec. filmu "Pralnia", reż. Steven Soderbergh

Przed ogłoszeniem swojej, jak się na szczęście okazało, jedynie chwilowej "emerytury" Soderbergh argumentował, że współczesne hollywoodzkie kino straciło swoją pozycję, ograniczając twórcom artystyczną wolność, goniąc za słupkami oglądalności zamiast ufać wizji reżyserów. Paradoksalnie, od tamtej pory Soderbergh niemalże nie schodził z planu, ale swoje nowe projekty traktował jako istny filmowy poligon doświadczalny. W wybitnym "The Knick" przekraczał granice kina autorskiego, samodzielnie reżyserując, filmując i montując 20 odcinków serialu. W "Mozaice" próbował przeszczepić formułę interaktywnej narracji w telewizyjne ramy, "Niepoczytalną" nakręcił smartfonem. Zrealizowana pod szyldem Netflixa "Pralnia" wydaje się pod pewnymi względami kontynuacją artystycznych poszukiwań twórcy "Erin Brockovich" – reżyser łączy ze sobą czarną komedię z kinem społecznie zaangażowanym, wplata w filmową materię konwencję teatru, i – bez wchodzenia w spoilery – mocno nagina granicę między fikcją a rzeczywistością.


Największy w historii wyciek tajnych dokumentów, w którego odkrycie zostało zaangażowane ponad 100 redakcji z całego świata, miliardy dolarów ukrywane przez najbogatszych ludzi świata w rajach podatkowych – w swoim najnowszym filmie Steven Soderbergh bierze na warsztat aferę Panama Papers. "Pralni" daleko jednak do tradycyjnej opowieści o dziennikarskim śledztwie spod znaku "Wszystkich ludzi prezydenta" czy "Spotlight". Gawędziarski, dygresyjny ton, wisielczy humor i łamanie czwartej ściany przywołują raczej skojarzenia z "Big Short" Adama McKaya czy "Wilkiem z Wall Street" Martina Scorsesego.

Antonio Banderas i Gary Oldman jako Ramón Fonseca i Jürgen Mossack to prawniczy duet, przy którym wybryki Saula Goodmana wydają się dziecinnymi igraszkami. Panowie znajomość prawnych kruczków przekuli w jeden z najbardziej dochodowych interesów w historii ludzkości, specjalizując się w tworzeniu spółek w rajach podatkowych. Ich bohaterowie stają się przewodnikami po równie skomplikowanym, co skorumpowanym amerykańskim systemie finansowym. Przechadzając się przed obiektywem kamery w idealnie skrojonych garniturach, sącząc martini z eleganckich kieliszków, opowiadają o początkach pieniędzy w otoczeniu jaskiniowców, kredytach, instrumentach finansowych i fikcyjnych firmach, zapewniających anonimowość i rekordowe zyski swoim klientom (w pewnym momencie wspominają nawet, że reżyser filmu ma zarejestrowanych kilka firm w Delaware ze względu na tamtejsze ulgi podatkowe). Ofiarą ich działalności pada emerytka Ellen (Meryl Streep), która po tragicznym wypadku bezskutecznie stara się odzyskać odszkodowanie, odbijając się od jednej fikcyjnej firmy ubezpieczeniowej do drugiej.

Ogromną część filmu zajmują tłumaczenia zależności i sieci wzajemnych wpływów, które doprowadziły do powstania i sukcesu kancelarii Mossack Fonseca. Tematy rozgałęziają się w barokową sieć kontekstów, intryga rozciąga się od Stanów Zjednoczonych przez wyspy Karaibskie aż to Chin. Soderbergha od wskazywania palcem winnych korupcji bardziej interesuje mechanizm, który napędza działalność tego typu firm. Mossack i Fonesca to w gruncie rzeczy jedynie kropla w morzu problemów, jakie stwarza nieszczelny system prawny USA – jak dowiadujemy się z filmu, jeden z największych rajów podatkowych na świecie.

Tropem oszustw po cichu podąża Ellen, którą przez lwią część filmu nikt nie traktuje poważnie. Dziennikarka, z którą umawia się na spotkanie, zbywa jej rewelacje o fikcyjnych firmach. Pod płaszczykiem czarnej komedii o finansowej aferze Soderberghowi udaje się przemycić całkiem poważną refleksję na temat protekcjonalnego podejścia do seniorów, jakim przesiąknięta jest zachodnia kultura. Bohaterka Streep wydaje się niewidzialna, niegroźna. Jeśli jednak kino i seriale, na czele z produkcjami true crime, czegoś nas w ostatnich latach nauczyła, to tego, że nie warto lekceważyć starszych pań z nadmiarem wolnego czasu i dużą dozą determinacji.

Całą recenzję Małgorzaty Steciak można przeczytać TUTAJ.


***


Wspomnienia z gwiezdnego pyłu, rec. filmu "No.7 Cherry Lane", reż. Yonfan

W dawnych czasach ludzie mieli mnóstwo czasu – konstatuje pani Yu, słysząc, że w jednym z tomów "W poszukiwaniu straconego czasu" znajduje się 40-stronnicowy opis bezsennej nocy autora. Arcydzieło Marcela Prousta zostaje w animacji "No.7 Cherry Lane" przywołane nieprzypadkowo. Reżyser Yonfan pragnie, aby widzowie zwolnili obroty i poddali się leniwej, onirycznej atmosferze jego dzieła. Celowo spowolniony ruch obrazu w połączeniu z niekończącym się komentarzem narratora z offu początkowo budzi zdecydowany opór poznawczy. Warto go jednak przełamać, by przekonać się, że w szaleństwie artysty tkwi metoda.


Akcja filmu rozgrywa się w 1967 roku w Hongkongu. Do kwitnącego pod rządami Wielkiej Brytanii miasta przybywa student Ziming w celu podjęcia nauki na okolicznym uniwersytecie. Aby podreperować finanse, chłopak podejmuje pracę jako korepetytor języka angielskiego. W ten sposób poznaje wspomnianą wyżej panią Yu oraz jej piękną nastoletnią córkę Meiling. W pierwszej zakocha się niemal od pierwszego wejrzenia. Druga z czasem również stanie się niezwykle istotną osobą w jego życiu. Z pierwszą będzie chodził do kina na filmy z Simone Signoret. Przed drugą odkryje uroki klasycznej anglosaskiej literatury. Pierwsza będzie ukrywać przed nim sekrety swojej przeszłości. Druga wciągnie go w wir wielkomiejskiego życia.

To mój list miłosny do Hongkongu i kina. Opowieść o dniu wczorajszym, dzisiejszym i jutrzejszym. Przede wszystkim jest to film o wyzwoleniu – deklaruje reżyser, który w połowie lat 60. będąc w wieku Ziminga, pracował w azjatyckiej aglomeracji jako fotograf. "No.7 Cherry Lane" to dzieło na wskroś osobiste przywodzące na myśl zeszłorocznego triumfatora festiwalu w Wenecji, "Romę". Yonfan niczym Alfonso Cuaron wpisuje kameralną historię w szerszy polityczno-społeczny kontekst, a także łączy intymny ton z zamaszystą miejską panoramą. Jednocześnie bierze całą opowieść w surrealistyczny, baśniowy nawias. Fikcja zaczyna przenikać się z rzeczywistością, jawa ze snem, sceny z oglądanych melodramatów stają się metakomentarzem do losów miłosnego trójkąta. Twórca "Księcia łez" zaprasza nas na wycieczkę po swoich wspomnieniach. Przywołuje ukochane książki, filmy i piosenki, pozwala rozsmakować się w klimacie minionej – sielskiej, a zarazem podszytej niepokojem społecznym – epoki.

Całą recenzję Łukasz Muszyńskiego można przeczytać TUTAJ

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones